W naszym „muffinkowym” cyklu dziś:
Pięć książek, w których straszą kości
- Gabrielle Balkan, Księga kości,
- Było sobie zycie. Szkielet. Kości,
- Marta Guzowska, Archeologia. Mumie, złoto i stare skorupy,
- Cassandra Clare, Miasto kości,
- Grzegorz Kasdepke, A ja nie chcę być księżniczką.
Kości wzbudzają odczucia ambiwalentne. Taki paleontolog czy archeolog to się bardzo cieszy, kiedy uda mu się odkopać choć kilka kości, a już kiedy trafi się cały szkielet, to po prostu tańczą z radości. W innych kości mogą wzbudzać obrzydzenie. Na szczęście Księga Kości to znakomite remedium na tego typu fobie. Tę księgę czyta się zarówno wzrokiem, jak i przez dotyk (Gorąco polecamy!). Kto zaś chciałby się więcej dowiedzieć o budowie kostnej, koniecznie powinien wypożyczyć 13 tom serii Było sobie życie.
Kości na okładce książki Marty Guzowskiej są elementem dekoracyjnym, co najlepiej udowadnia tezę z akapitu pierwszego: archeolodzy lubią odkrywać kości! O ciężkiej, ale i fascynującej pracy tych ludzi można przeczytać w książce Archeologia. Mumie, złoto i stare skorupy (a potem koniecznie szybciutko wypożyczyć zapomnianą książkę Brucknera Złoty faraon).
Jeszcze kilka lat temu Miasto kości Cassandry Clare nie mogło zagrzać miejsca na półce. Ledwie ktoś oddał, a już następni wypożyczali. Dzisiaj fascynacja nurtem zwanym dark fantasy mocno osłabła, ale nadal romanse paranormalne świetnie się sprawdzają jako lektura wakacyjna.
W opowiadaniu Kasdepke szkielety dyskretnie pozostają w tle. I właśnie dlatego babcia z dziadkiem z takim entuzjazmem przyjmują rolę, która pozwala im skutecznie wypoczywać na dywanie, podczas gdy tata musi się męczyć w roli rycerza szturmującego smoczą wieżę. I chociaż książka pojawiła się już raz w zestawieniu o smokach. To polecamy ją raz jeszcze. I nadal uważamy, że wszystko jest ciekawsze niż bycie księżniczką! Zwłaszcza kiedy można sobie odpocząć leżąc jako szkielecik.