W naszym „muffinkowym” cyklu dziś:
Pięć książek z kawą
- Lisa Aisato, Życie
- Agnieszka Tyszka, Kawa dla kota
- Jola Jaworska, Skandynawia i Finlandia
- Konstanty I. Gałczyński, Młynek do kawy
- Grzegorz Kasdepke, Nowe kłopoty detektywa Pozytywki
Lisa Aisato opowiada o życiu w sposób zarazem prosty, urzekający i niebanalny – poprzez wybór swoich najlepszych ilustracji, wykonanych do zupełnie innych publikacji książkowych i gazetowych, które, ułożone w odpowiedniej kolejności, stworzyły uniwersalną opowieść o człowieku. Wśród stron poświęconych dorastaniu dominują agresywne żółcie, przygnębiające sine odcienie niebieskiego, depresyjne szarości. A w samym środku pojawia się pastelowy róż, ciepły jak kawa w eleganckiej filiżance trzymanej przez młodą dziewczynę: Pewnego dnia ktoś z dorosłych zaproponował nam kawę. I tak, z lekką goryczą w ustach, przekroczyliśmy Rubikon dorosłości.
Kawa dla kota Agnieszki Tyszki znakomicie wpisuje się w powyższą konwencję. Nela właśnie weszła w okres dorastania, zwanego naukowo adolescencją (kto czytał, ten wie, skąd tu przywiało łacinę). Tytułowa kawa była wprawdzie dla Konstantego, a nie mruczącego stworzenia, ale i on, i koty odegrały niepoślednią rolę w powieści. Seria do poczytania przy aromatycznej kawie lub herbacie, co kto woli.
A kto pije najwięcej kawy na świecie? Wcale nie Włosi, ani Turcy. Palmę pierwszeństwa dzierżą Finowie, a tuż za nimi ulokowali się Norwedzy. Generalnie cała Skandynawia celebruje picie kawy, jednak obywatele Finlandii potrafią jej wypić kilkanaście filiżanek dziennie (i to raczej mocnego espresso niż słabego latte). Na ten ich zwyczaj zwraca uwagę także Jola Jaworska oprowadzająca czytelników po skandynawskich ścieżkach i bezdrożach.
Młynek do kawy Gałczyńskiego jest jak ten napój: albo się go pokocha, albo się nim pluje. Książeczka opowiada o groteskowych przygodach starego młynka do kawy, który - po wyrzuceniu z dotychczasowego domu – szuka swego miejsca w świecie. Dla czytelników o zdecydowanie abstrakcyjnym poczuciu humoru.
Na koniec zagadka: czy Turcy piją coś, co w Polsce nazywa się popularnie kawą po turecku? Dobrze, że detektyw Pozytywka znał odpowiedź na to pytanie i bezbłędnie rozszyfrował, kim był rzekomy Turek, który pewnego dnia postanowił odwiedzić go w klitce na poddaszu, gdzie mieściła się agencja detektywistyczna „Różowe okulary”.
To może teraz przerwa na...? Jeszcze ciekawsza będzie, gdy dodacie do niej kardamon…