W naszym „muffinkowym” cyklu dziś:
Pięć książek, w których czerwieni się jabłko
1. Biblia. Wypisy z Księgi,
2. Anna Czerwińska-Rydel, Jabłko Newtona,
3. Maria Krüger, Apolejka i jej osiołek,
4. Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków,
5. Stephanie Meyer, Zmierzch.
Ab ovo ad mala, jak mawiali starożytni Rzymianie, zaczynający ucztę jajkiem, a kończący - jabłkiem.
Na początek jedna z najstarszych, a zarazem najważniejszych ksiąg ludzkości i pamiętna scena kuszenia Ewy. W Księdze Rodzaju tak naprawdę nie ma mowy o jabłkach, za to mówi się o owocach, ale ikonografia zrobiła swoje, w związku z czym każdy wie, że Ewa podała Adamowi jabłko.
Owocowi temu przypisuje się także moc sprawczą: oto pacnięty w głowę Newton, dokonuje przełomowego odkrycia istnienia i zasad działania grawitacji. Najmłodsi mogą przeczytać o tej anegdotce w książeczce Czerwińskiej-Rydel Jabłko Newtona.
O krok dalej poszła autorka uroczej bajki Apolejka i jej osiołek, w której zaczarowane jabłuszko ma moc rozwiązywania problemów; kłopot w tym, że właśnie wpadło w kopę zupełnie niemagicznych, ale za to identycznych owoców…
Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. O gdybyż to konkretne jabłuszko potoczyło się tak jak we wspomnianych wyżej historiach! Niestety, jabłko braci Grimm wykazuje wybitne pokrewieństwo z biblijnym jabłuszkiem (cóż z tego, że nie wiemy, jakim owocem było) i chociaż wszystko kończy się dobrze, to przecież wiemy, jak piękno bywa zwodnicze.
Wreszcie zakazana miłość Belli i Edwarda w bijącej niegdyś rekordy popularności sadze Zmierzch. Minimalistyczna okładka z czerwonym jabłuszkiem niejednego skusiła do czytania. Bibliotekarze powiedzą, że to dobrze, bo zawsze lepiej jest czytać, niż pozostać analfabetą.