Trzech byłych mieszkańców z Doliny Górnego Sanu pozostawiło po sobie relacje o okrutnych wydarzeniach ostatniej drugiej wojny światowej, w tym o bestialskim mordzie w leśniczówce Brenzberg. Podczas wojny stracili swoich najbliższych, rodziców, braci i siostry.
Wspomnienia te zebrał Antoni Derwich, człowiek-legenda (ale jak przyznał nie wrak), dzisiaj emerytowany leśnik, były goprowiec. Przedstawił je w książce „Utajone w bieszczadzkim lesie. Umarli bez grobów. Brenzberg 1944”, a o kulisach jej powstania mówił podczas dzisiejszego spotkania w naszej bibliotece.
- Jeden z nich Alojzy Wiluszyński, mieszkaniec przedwojennej Tarnawy Wyżnej, w latach dziewięćdziesiątych przyjechał do Mucznego - relacjonował pan Antoni. - Spotkał się ze mną i razem udaliśmy się do miejsca, gdzie kiedyś stał ich dom. Na początku nie chciał mówić o tragicznych wydarzeniach z 1944 r. Ale wreszcie się otworzył i powiedział o mordzie dokonanym przez UPA, gdzie zginęła prawie cała jego rodzina.
Alojzy Wiluszyński w czasie wojny walczył w AK, pod dowództwem por. „Orlika”. Najprawdopodobniej rano, 17 sierpnia 1944 r., oddział przechodził w pobliżu leśniczówki Brenzberg (nazywanej Królówką). Chcieli wstąpić do leśniczego Franciszka Króla na rozmowę. Niestety, leśniczy z rodziną już nie żyli (z wyjątkiem syna Kazimierza, który był u dziewczyny i wrócił nad ranem; został zabity nieco później przez banderowców), podobnie jak pozostałych siedemdziesiąt jeden osób, które szukały tam schronienia. Mordu bez żadnego wystrzału z użyciem rolniczych narzędzi dokonała sotnia „Osypa” Mikołaja Dudki (ta sama, co zamordowała rodzinę Wiluszyńskich).
Według relacji A. Wiluszyńskiego, dowódca por. „Orlik” sfotografował miejsce zbrodni, ale, jak powiedział pan Antoni, nie zachowały się fotografie, robione aparatem Leica.
Książka zawiera relacje jeszcze dwóch osób: Stanisława Króla, syna Franciszka i Stefanii, który przeżył tylko dlatego, że był na robotach w Niemczech (po powrocie brał udział w akcji rozbijania sotni Burłaki 1947 w Tworylnem i uczestniczył w spóźnionej akcji mającej wesprzeć walczących żołnierzy pod Jabłonkami, gdzie zginął gen. Świerczewski w marcu 1947 r.). Drugi z nich to Szulim Brajer, walczył w partyzantce, a w Bereznem (getto żydowskie) zginęli: jego mama, brat i siostra. Ojciec Abram Jakow Brajer zginął w 1943 r. w walce z banderowcami.
Czy należy przebaczyć? Wszyscy trzej uważali, że tak. Ale… Najpierw muszą przeprosić, a następnie prosić o wybaczenie ci, którzy zawinili. A potem należy wszystko wyjaśnić w prawdzie i może wtedy będzie można myśleć o wybaczeniu i pojednaniu.
Jak przyznał Antoni Derwich, w niedługim może już czasie ukaże się rozszerzone wydanie książki. A póki co, podczas spotkania, można było nabyć książkę wraz z autografem Autora.
Dziękujemy Panu Antoniemu za spotkanie w naszej Bibliotece, które przyjął pomimo swojego stanu zdrowia, o którym z humorem opowiadał, co się prawie nie zdarza.